Jerzy Szczakiel – pierwszy polski mistrz świata. Patron Złotego Kasku

Jerzy Szczakiel na zawsze zapisał się na kartach historii polskiego speedwaya jako pierwszy rodzimy indywidualny mistrz świata, który wywalczył w 1973 roku na Stadionie Śląskim w Chorzowie. Nie tylko jednak z tego powodu śmiało możemy go nazwać jednym z najwybitniejszych zawodników w historii naszego kraju. Do końca życia pozostał bardzo skromnym człowiekiem.

Urodzony 28 stycznia 1949 roku Szczakiel, który przez całą karierę był wierny barwom opolskiego Kolejarza, zdobył przecież także w 1971 roku złoty medal Mistrzostw Świata Par (razem z Andrzejem Wyglendą) czy trzy lata później brąz Drużynowych Mistrzostw Świata (razem z Janem Muchą, Zenonem Plechem, Andrzejem Jurczyńskim oraz Andrzejem Tkoczem). Jednak na własnym podwórku nigdy nie wygrał najważniejszych turniejów – ani finału Indywidualnych Mistrzostw Polski, ani też Finału Turnieju o Złoty Kask.

Opole od początku do końca

Mistrz świata przygodę z czarnym sportem rozpoczął w Opolu, w 1967 roku. W swoim macierzystym klubie startował przez dwanaście lat – aż do przedwczesnego zakończenia kariery. Szczakiel zakończył występy na torze w wieku 31 lat, kiedy podczas jednego z treningów doznał urazu kręgosłupa. Wtedy postanowił zawiesić kombinezon na przysłowiowym kołku.

Najbardziej kojarzymy Go oczywiście z rokiem 1973  i złotym medalem Indywidualnych Mistrzostw Świata, wywalczonym na stadionie w Chorzowie. Po końcowy triumf opolanin sięgnął po biegu dodatkowym, w którym musiał mierzyć się z nie byle kim, bo z samym Ivanem Maugerem. Nasz zawodnik wygrał start, a goniący go Nowozelandczyk na jednym z łuków przeprowadził brawurowy atak, który zakończył się jego wywrotką. A Polak pognał do mety po zwycięstwo, dające złoty medal.

– Nie wracałem zbyt często myślami do tego biegu, bo wiem, że zaprzepaściłem w nim szansę na mistrzostwo świata. Sam zawaliłem ten wyścig. Popełniłem w nim błędy, które nie powinny mi się przytrafić – wspominał po latach Mauger w swojej biografii The Will to Win. – Fakty są bowiem takie, że Jerzy Szczakiel wykorzystał umiejętności, które posiadał i zrealizował swoje marzenie. Ja źle odczytałem warunki na torze, próbując Jurka wyprzedzić. Zrobiłem to za szybko i za wcześnie, w kompletnie złym miejscu. Kiedy Szczakiel wystrzelił ze startu w biegu dodatkowym, było oczywiste, że będę musiał zebrać całe swoje doświadczenie, żeby dać radę go dogonić i wyprzedzić. Mój błąd polegał na tym, że nie wziąłem pod uwagę, że tor był nadal śliski od wewnątrz po poprzednich biegach, z dużą ilością luźnego materiału na zewnątrz – zwierzał się Nowozelandczyk.

36 600 złotych nagrody

Szczakiel uchodził za wielce skromnego człowieka. Po sukcesie w Chorzowie nie świętował. Dwa miesiące wcześniej pochował mamę i na jej grób skierował pierwsze kroki ze Stadionu Śląskiego. – Tych kilkadziesiąt sekund mocno zmieniło moje życie. Pamiętam losowanie pól startowych przed wyścigem dodatkowym. Dałem Maugerowi pierwszeństwo. On wziął pierwszy tor, ja trzeci. Start był zawsze moim atutem. Spod taśmy wyszliśmy niemal jednocześnie, ale to ja prowadziłem. On mnie atakował, trącił w końcu w moje tylne koło i się przewrócił. To była jego wina, nie miał zresztą żadnych pretensji o tą sytuację – mówił Szczakiel, który za sukces w Chorzowie otrzymał 36 600 ówczesnych polskich złotych. Była to równowartość rocznej pensji w opolskich Zakładach Naprawczych Taboru Kolejowego, które przez lata były głównym „żywicielem” Kolejarza.

Złoto Indywidualnych Mistrzostw Świata to jedno, ale Szczakiel zanotował na swoim koncie także inne sukcesy. Wspomniane Mistrzostwo Świata Par, wywalczone razem z Andrzejem Wyglendą na torze w Rybniku to także wielkie osiągnięcie w karierze opolanina. Wszystkie wyścigi Polacy wygrali wówczas podwójnie! Wyglenda pilnował krawężnika, a Szczakiel szalał po zewnętrznej. Brąz z finały światowej „drużynówki” też wisiał na honorowym miejscu w mieszkaniu opolanina.

Odszedł przed niespełna dwoma laty

W kraju już tak dobrze mu nie szło. Zwyciężył w finale Srebrnego Kasku (1969), dwa lata później wywalczył srebro Indywidualnych Mistrzostw Polski w gronie seniorów (1971), a w Złotym Kasku był trzeci (też 1971). Po zakończeniu kariery związek z dyscypliną ograniczył do roli kibica. Bywał w miarę stałym gościem na stadionie Kolejarza, ale poza tym za bardzo się w żużlu nie udzielał. Odszedł od nas 1 września 2020 roku, po długiej walce z chorobą.

Dodajmy, że od nazwiska legendy opolskiego speedwaya wzięły się specjalne nagrody dla żużlowców, które są wręczane najlepszym oraz zasłużonym zawodnikom podczas corocznej Gali PGE Ekstraligi. Statuetki, które otrzymują żużlowcy, nazywają się “Szczakiele”. Od zeszłego roku natomiast Polski Związek Motorowy, w porozumieniu z rodziną, postanowił, że Finał Turnieju o Złoty Kask będzie jednocześnie Memoriałem Jerzego Szczakiela.

– Jerzy Szczakiel był wzorem sportowca i dlatego bardzo zależało nam, żeby odpowiednio uczcić jego dokonania. To był niesłychanie skromny człowiek, ale potrafił także doceniać gesty innych ludzi. Pierwszym polskim mistrzem świata pozostanie już na zawsze – powiedział szef żużlowej centrali Piotr Szymański.

Tegoroczny DPV Logistic Finał Turnieju o Złoty Kask – Memoriał Jerzego Szczakiela odbędzie się 18 kwietnia o 14.00 na stadionie w Opolu. Bilety są dostępne online na stronie bilety.speedwayevents.pl oraz w serwisie ebilet.pl.

 

Translate »